Irena Dubiska - czasy Powstania Warszawskiego
Irena Dubiska brała aktywny udział w tajnym życiu koncertowym Warszawy, które rozwijało się w domach prywatnych i kawiarniach. Kawiarnie stały się terenem, gdzie organizowano koncerty czołowych polskich artystów śpiewaków, instrumentalistów. Sławę zdobyły kawiarnia Lardellego i kawiarnia Bolesława Woytowicza „Salon Sztuki” (Nowy Świat 27), w której Dubiska pojawiała się regularnie od jesieni 1942 r., kiedy to zastąpiła Eugenię Umińską w dwóch zespołach kameralnych: w trio, które koncertowało w każdą niedzielę i w kwartecie smyczkowym, występującym w każdy czwartek (vide: wspomnienia Kazimierza Wiłkomirskiego). Grała także w kwartecie z Mieczysławem Szaleskim (altówka), Dezyderiuszem Danczowskim (wiolonczela) i Jerzym Lefeldem (fortepian).
„Pamiętam jeden koncert w Alei Róż. Urządzony został ku czci Szymanowskiego, na którym wykonałam z prof. Lefeldem te utwory, które przedtem grałam z samym kompozytorem. Solowe utwory fortepianowe Szymanowskiego grał Zbigniew Drzewiecki.”
Dubiska – narażając się na represje – nigdy nie zgodziła się na żadną formę współpracy artystycznej z okupantem. Odrzuciła propozycję wyjazdu z koncertem do Berlina, odrzuciła propozycję występów w Theater der Stadt Warschau zorganizowanym przez Niemców w budynku Teatru Polskiego. Odmówiła także udziału w koncertach urządzanych przez Niemców dla gubernatora Hansa Franka.
„Pewnego razu komisarz [Albert Hösl] zaproponował mnie, Szaleskiemu oraz Danczowskiemu swoją kompozycję. Sam grał na fortepianie. Ćwiczyliśmy więc, ale zaprzestaliśmy. Po jakimś czasie znów musieliśmy powrócić do pracy nad tym utworem. W końcu poszłam do tego Niemca z pytaniem, po co się uczymy. Usłyszałam wówczas z przerażeniem, że kompozycja ta miała być zaprezentowana gubernatorowi Frankowi. Wtedy wstałam, mówiąc, że nie będę grała. Zrobił się wielki szum. Komisarz chciał mnie zaskarżyć do gestapo, że jestem niesubordynowana, że działam politycznie. A na początek zostałam zawieszona w działalności artystycznej. Wreszcie znaleziono zastępcę. W dowód uznania, że potrafiłam się postawić dostałam później od kolegów przepiękne róże i … ćwiartkę masła.”
Powstanie Warszawskie spędziła „na pierwszej linii frontu”, przy kotle z gotującym się krupnikiem, obierając ziemniaki dla kilkuset osób. Grywała dla rannych Dw szpitalach i w czasie niedzielnych nabożeństw. Po upadku powstania udało jej się uniknąć wyjazdu na roboty do Niemiec i dotrzeć wraz ze swoimi cudem ocalonymi skrzypcami (Guarnerius) do Krakowa, gdzie znalazła dach nad głową w gościnnych progach domu Władysławy Markiewiczówny.
Ze strony:
www.dubiska.spa-m.pl